Elżbieta Depta to polska reżyserka teatralna, laureatka licznych nagród i uczestniczka festiwali. W swojej twórczości wiele uwagi poświęca tematom wielokulturowości oraz życiu Romów w Polsce, niedawno zaprezentowała swoją nową sztukę „Tłumaczki”, opowiadającą historie romskich kobiet zmuszonych przez wojnę do wyjazdu z Ukrainy do Polski.
Portal UAinKrakow.pl porozmawiał z artystką o jej drodze twórczej i najnowszym spektaklu.
„Temat międzykulturowych relacji zawsze był dla mnie bardzo ważny i ciekawy”
Przed tym, jak zostałam reżyserką teatralną, studiowałam psychologię, zaś moja praca magisterska dotyczyła edukacji dzieci romskich w Krakowie i obejmowała elementy relacji międzykulturowych. Temat był bardzo trudny, ale i ciekawy. Trudno wyjaśnić dlaczego właśnie jego wybrałam. Poczułam to. Uwielbiam podróżować po świecie. Spotkania z ludźmi różnych kultur tutaj, w Polsce, są dla mnie czymś na kształt podróży… Bardzo ekscytujące.
Teatr był zawsze moją pasją. Podczas studiów moi znajomi wolontariusze zapytali mnie czy mogłabym poprowadzić warsztaty teatralne dla dzieci romskich w Krakowie. Pomyślałam: „czemu nie?” i dołączyłam do tego projektu. Stworzyłam grupy dzieci romskich i prowadziłam dla nich warsztaty teatralne, aby ułatwić im adaptację oraz naukę języka polskiego. Było to połączenie teatru i lekcji języka polskiego – nauka bez tradycyjnego podejścia i wysiłku. Warsztaty odbywały się co tydzień przez kilka lat.
Kiedy zostałam reżyserką, chciałam kontynuować pracę nad tematyką wielokulturowości – tym bardziej, że miałam już pewne doświadczenie i wiedzę w tym zakresie. Moje wykształcenie psychologiczne bardzo się tu przydało, pomogło mi zrozumieć co dzieje się między ludźmi różnych narodowości i kultur, ponieważ poznałam mechanizmy tych procesów.
Kiedy skończyłam studia psychologiczne, poszłam do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie gdzie studiowałam reżyserię teatralną. Każdy student w trakcie nauki musi zrealizować swój debiut (pierwsze przedstawienie na scenie). Zaproponowano mi, bym zrobiła go w Bydgoszczy. Miałam już doświadczenie w pracy z dziećmi romskimi, więc zaproszono mnie do współpracy z dziennikarką Justyną Pobiedzińską nad materiałami dotyczącymi polskich Romów. Przeprowadzaliśmy z nimi wywiady, pytaliśmy o problemy, z jakimi się zmagają, o niezrozumienie, rasizm i inne trudności. Na podstawie tych rozmów stworzyłam spektakl «Romville», w którego obsadzie byli nie tylko aktorzy teatru, ale również miejscowi Romowie. Spektakl był regularnie wystawiany w Teatrze im. H. Konieczki w Bydgoszczy przez 3 lub 4 lata. To było niezwykłe doświadczenie.
Potem przyszedł kolejny projekt w tym samym teatrze, jakim były międzykulturowe warsztaty dla dzieci romskich. W ramach tego projektu uczyliśmy dzieci dziennikarstwa, jak zbierać i opracowywać materiały… Miało to na celu ich dodatkową integrację ze społeczeństwem polskim.
Romowie zazwyczaj działają w grupach. Jeśli na coś się zgadzają, to razem, jeśli jedna osoba odmówi, to inni również. Trudno było zebrać dzieci romskie na nasze warsztaty. Dlatego zapraszaliśmy również polskie dzieci. Ten projekt nie potoczył się tak, jak zakładaliśmy na początku. Było to jednak cenną lekcją – dzięki temu zrozumiałam, jakie podejście należy stosować w pracy z Romami.
«Romville» – ważna sztuka o życiu polskich Romów w Polsce.
«Romville» to dramat o polskich Romach. Wraz z dziennikarką Justyną Pobiedzińską zbierałyśmy materiały, które stały się podstawą tej sztuki. Romowie grali samych siebie, a Polacy wcielali się zarówno w Romów, jak i inne postacie. Najtrudniejszą częścią pracy nad tym spektaklem było zaangażowanie Romów do projektu, gdyż podchodzili do naszej propozycji z dużą rezerwą. Zorganizowaliśmy casting, ale… Nikt na niego nie przyszedł. Pomyśleliśmy: jeśli oni nie przyjdą do nas, my pójdziemy do nich! Chodziliśmy od drzwi do drzwi, osobiście zapraszając ich do udziału w projekcie. To zadziałało.
Nazwę «Romville» wybrałam, ponieważ uwielbiam film «Dogville» . Stanowił dla mnie inspirację, sama chciałam stworzyć coś w podobnym stylu i estetyce.
«Romville» to opowieść dokumentalna, która porusza kilka tematów. Jednym z nich były małżeństwa Romów i Polaków oraz trudności, z jakimi zmagali się ze względu na różnice kulturowe. Drugim tematem byli… Kibice piłkarscy. Tak, kibice piłkarscy! Kiedyś odbył się mecz, na który przyszli kibice z szalikami zawierającymi obraźliwe hasła wobec Romów. Po meczu dorośli oddali te szaliki swoim dzieciom, które następnie zabrały je do szkół i zaczęły dokuczać romskim dzieciom. Polskie dzieci krzyczały, że będą „gonić Cyganów”. To okropna historia, stąd też postanowiliśmy ją przedstawić – tak być nie powinno. Te dwa tematy stały się głównymi wątkami mojej sztuki. Wśród aktorów znaleźli się zarówno ci, którzy wykrzykiwali hasła przeciwko Romom podczas wspomnianego meczu, jak i Romowie, którzy to słyszeli. To była naprawdę bardzo trudna praca.
W jednej z części spektaklu postanowiłam rejestrować na wideo jak zmieniają się aktorzy w trakcie wspólnej pracy nad przedstawieniem. A potem, na koniec, pytałam, czy zmienili swoje podejście do siebie nawzajem. Ciekawie było obserwować jak aktorzy współpracują, jak rozwijają się ich relacje – czy stali się przyjaciółmi, czy nie. I faktycznie się zaprzyjaźnili. Bardzo mnie to ucieszyło!
Nasza praca zakończyła się sukcesem, otrzymaliśmy pozytywne recenzje oraz wiele pochlebnych opinii zarówno od widzów, jak i aktorów. To właśnie wtedy, nawiasem mówiąc, poznałam Elżbietę Mirgę, która później stała się jedną z twórczyń i uczestniczek projektu « Tłumaczki». Była także zaangażowana w «Romville», a następnie zaproponowała mi reżyserię sztuki «Tłumaczki» . Znała moją wcześniejszą pracę dotyczącą tematyki Romów w Polsce i wiedziała, że jest mi ona szczególnie bliska.
«Tłumaczki» to sztuka o ukraińskich Romach i wojnie w Ukrainie.
We wrześniu w Krakowie odbyło się performatywne czytanie dramatu „Tłumaczki”. Sztuka została napisana na podstawie wywiadów z Romami, którzy musieli opuścić Ukrainę z powodu pełnoskalowej inwazji rosyjskiej. Opowiada o trudnościach, z jakimi borykają się ukraińscy Romowie: ewakuacji ze strefy działań wojennych, obawy o krewnych walczących na froncie, konieczności adaptacji w nowym kraju i wielu innych.**
Czy pomysł, jak ma wyglądać ta praca, przyszedł od razu?
Och, nie, to wcale nie nastąpiło szybko. Rozmowy o tym projekcie zaczęły się jeszcze wiosną 2022 roku, potrzebowałam czasu na przemyślenie, temat jest bardzo trudny… Potem razem z Moniką Szewczyk i Elżbietą Mirgą-Wójtowicz (współtwórczyniami projektu i tłumaczkami – przyp. red.) jeździłyśmy do ukraińskich uchodźców aby zebrać historie. Materiału było bardzo dużo. Przełożenie go, zrozumienie, selekcja, adaptacja – to był naprawdę długi proces.
Porównując pracę nad „Romville” i „Tłumaczkami”, powiedziałabym, że praca nad „Tłumaczki” była o wiele trudniejsza. Tam pojawiło się jeszcze więcej różnic kulturowych, gdyż polscy Romowie znacznie różnią się od ukraińskich.
Z polskimi Romami, którzy brali udział w projekcie „Romville” mogłam rozmawiać po polsku, podstawa kulturowa była wspólna. Natomiast kiedy zaczęłyśmy pracę nad „Tłumaczkami”, zdałam sobie sprawę, że nie rozumiem ludzi. Monika i Ella tłumaczyły. To był miks języków: ukraińskiego, polskiego, romskiego… I to było bardzo trudne. Ciekawe jednak było to, że ludzie zmieniali się, kiedy mówili w różnych językach. Starałyśmy się usilnie zbudować naszą komunikację, ale pewnych rzeczy nie da się przetłumaczyć. Myślę, że coś jednak straciłam, bo nie wszystko mogłam uchwycić w naszych rozmowach.
Trudności z tłumaczeniem nie były jedynym wyzwaniem: w pracy nad „Tłumaczkami” inne stanowili sami bohaterowie. Romowie to społeczność dosyć zamknięta, nie chcą opowiadać za dużo, w ich kulturze nie wypada pokazywać słabości. A ja przecież tworzyłam dramat! Dramat to gatunek, który często opiera się na tragedii. Potrzebne mi były emocje wynikające z utraty, problemów, wyzwań. Jednym słowem, dramat wymaga, aby ludzie pokazywali swoją słabość, zaś Romowie tego nie chcieli. Dzięki rozmowom, głębszemu zrozumieniu i empatii udało nam się przełamać tę barierę, ale nie nastąpiło to od razu.
„Tłumaczki” skupiają się przede wszystkim na pracy tłumaczek, które wspierały Romów ewakuujących się do Polski z powodu wojny, a nie na samych Romach. Taki sposób przedstawienia tematu wydawał mi się bardziej uczciwy.
W sztuce, oprócz tematu ukraińskich Romów w Polsce, pojawił się także inny, bardzo wrażliwy temat – wojna. Czy trudno było Pani z nim pracować?
Trudno było w ogóle rozmawiać o wojnie i pytać ludzi o ich traumatyczne doświadczenia. Wojna to coś bardzo bolesnego. Trudno było przewidzieć, jak ludzie mogą reagować na nasze pytania. Może ktoś nie chciałby o tym mówić? A może dla kogoś byłaby to forma terapii? Nie wiedziałam, czy naszymi rozmowami nie sprawimy jeszcze większego bólu. Tu właśnie bardzo przydało się moje wykształcenie psychologiczne.
Trudno było słuchać tych strasznych historii, które nam opowiadano. Ale rozumiem, że dla Ukraińców znacznie trudniej było o tym wspominać i opowiadać. Nie mam doświadczenia wojny, ale sama również współodczuwałam ból i cierpienie. Wyobraziłam sobie, że któregoś dnia wojna może przyjść i do mnie. Co wtedy zrobię? Co zrobi polskie społeczeństwo? Jak sobie z tym poradzimy, jeśli to się wydarzy? Te pytania są dla mnie ważne, dlatego chciałam podjąć temat wojny, niezależnie od tego, jak trudne to było.
Cieszę się, że podjęłam się tej pracy. Jestem przekonana, że się udała. Podczas performatywnych czytań sztuki „Tłumaczki” widziałam ludzi na sali, którzy płakali. To był mój cel – poruszyć i pokazać, że możemy się nawzajem nie rozumieć w pełni, ale wszyscy jesteśmy ludźmi. I odczuwamy. Bez słów. Wszystkie nasze różnice nie mają żadnego znaczenia, gdy trwa wojna.
Bardzo chcę rozwijać ten projekt. Chciałabym, aby „Tłumaczki” były regularnie wystawiane w teatrach. Na razie jesteśmy w trakcie pracy, potrzebujemy pełnego wsparcia ze strony teatru, wielu uzgodnień i finansowania. To problemy instytucjonalne, z którymi w jakiś sposób spotyka się każdy z nas. Jestem obecnie na etapie, w którym muszę przekonać dyrektorów teatrów, że ten projekt zasługuje na uwagę i rozwój. Ale szczerze wierzę, że pokażemy „Tłumaczki” na rozmaitych scenach.
Jestem też przekonana, że „Tłumaczki” to bardzo mocny projekt. Musimy opowiedzieć o Romach, Ukraińcach i wojnie jak najszerszej publiczności. Mam nadzieję, że wojna w Ukrainie skończy się jak najszybciej i Ukraińcy będą mogli wrócić do domów. A tym, którzy zdecydują się zostać tutaj, chciałabym po prostu powiedzieć – jesteście mile widziani w Polsce.
Plany na przyszłość
Będę kontynuować pracę nad tematem wielokulturowości. Wydaje mi się, że ta tematykę tą mam już we krwi i uważam ją bardzo ważną. Moim kolejnym przedsięwzięciem będzie zgłębienie temat Łemków – grupy etnicznej zamieszkującej Karpaty w Polsce, Ukrainie i Słowacji. To kolejne moje spotkanie z inną kulturą, niezwykle fascynujące i inspirujące.
Jestem przekonana, że badanie kwestii wielokulturowości jest bardzo ważne dla nas wszystkich. Wcześniej byliśmy dość zamknięci na inne kultury, ale na szczęście czasy się zmieniają, cała Europa się zmienia. Musimy być bardziej otwarci, żeby żyć w jedności i wspólnie budować lepszą przyszłość. Możemy przecież dzielić się doświadczeniami, czerpać od siebie wszystko to, co najlepsze. Zawsze dobrze jest być otwartym na nowości, zaś różnorodność kultur i umiejętność znalezienia wspólnego języka powinny stanowić o naszej wspólnej sile!
Artykuł ten można przeczytać również w języku ukraińskim
Artykuł powstał w ramach Kampanii: Przez sztukę do serc i umysłów – Kampania społeczna o ukraińskich Romach w Polsce. Kampania społeczna obejmie skoordynowany zestaw działań łączących instytucje publiczne i wiedzę akademicką, teatr, sztukę, dziennikarstwo i aktywizm. Projekt jest realizowany przez Fundacje Jaw Dikh w ramach wsparcia ERGO Network i European Philanthropic Initiative for Migration
Tekst, foto: Ksenia Minczuk