Shopping Cart

„Człowiek nigdy nie jest sam — zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże”: historia Ukrainki Wiktorii, która po wykryciu łagodnego guza prawie straciła wzrok 

Rozmawiałyśmy online, bo obecnie Wiktoria leczy się w Genewie. Po drugiej stronie ekranu zabrzmiał wesoły i pełen szczęścia głos: „Cześć! Nazywam się Wiktoria Kurkina, jestem z Łucka. Przed wojną tam mieszkałam, a potem przyjechałam do Krakowa”.

W wieku 17 lat u Wiktorii wykryto łagodnego guza, który spowodował stopniową utratę wzroku. Choroba uniemożliwiła dziewczynie ukończenie studiów, ale mimo wszystko dziewczyna nie poddała się. W Ukrainie Wiktoria najpierw pracowała w fabryce słodyczy, a potem jako niania. Po przyjeździe do Krakowa udało jej się otworzyć mały biznes — sprzedaż pierogów. O życiu z niedowidzeniem, wsparciu przyjaciół i przymusowej migracji do Europy możecie przeczytać w opowieści Wiktorii Kurkinej na UAinKrakow.pl

O utracie wzroku 

Mój wzrok zaczął się pogarszać po ukończeniu studiów. Dostałam się na Wydział Psychologii Wołyńskiego Uniwersytetu Narodowego, dużo czytałam, ale podczas sesji znacznie pogorszył mi się wzrok, dosłownie w trzy dni. Wcześniej cały czas miałam bóle głowy. Myślałam, że to tylko migrena. Brałam tabletki i wydawało mi się, że jest lepiej. 

Później miałam badanie, które wykazało, że mam łagodnego guza w głowie. Nie wpłynęło to na pracę innych organów, jedynie na mój wzrok. Przeszłam operację, ale ze względu na trudno dostępną lokalizację guza, nie udało się go usunąć chirurgicznie.

Rzuciłam studia, bo musiałam dużo czytać, a nie byłam w stanie tego robić nawet w okularach. Ponadto trudno mi było samodzielnie wyjść na zewnątrz — po prostu się bałam. Z czasem zaczęłam się dostosowywać. Dostałam pracę w fabryce słodyczy, gdzie w kartoniarni składałam pudełka na cukierki. Jest to rodzaj „pracy automatycznej”, do której wystarczy wyrobić sobie nawyk. Pracowałam tam przez osiem lat aż do zamknięcia fabryki.

W znalezieniu nowej pracy pomogła mi moja przyjaciółka Lidia. Zaproponowała mi opiekę nad dziećmi swojej znajomej. Na początku wahałam się, myślałam, że mi się nie uda, bo przecież nie potrafię nawet przeczytać dziecku bajki. Nie było to jednak przeszkodą dla mojej pracodawczyni (a obecnie przyjaciółki) Tani. Wręcz przeciwnie: zachęcała mnie w każdy możliwy sposób do wypróbowania się w nowej roli. Pracowałam u tej rodziny przez sześć lat: sprzątałam, opiekowałam się dziećmi, gotowałam. Potem zaczęłam też być nianią w innych rodzinach, ale moje pierwsze doświadczenie było najlepsze.

O życiu z niedowidzeniem

Kiedy straciłam wzrok, musiałam nauczyć się wszystkiego od nowa. W tym czasie wsparciem była dla mnie mama. Wspierała mnie zarówno mentalnie, a także w niektórych sprawach domowych, np. czytała mi, chodziła ze mną na spacery. Jednocześnie mama od samego początku uczyła mnie samodzielności. Zawsze sprzątałam, gotowałam i dbałam o samą siebie. Uważam, że osoby z dysfunkcją wzroku powinny starać się być bardziej samodzielne, ich bliscy nie powinni brać całej odpowiedzialności na siebie.

Rok temu mama zmarła. Oczywiście był to dla mnie ogromny szok, ale nie zostałam sama. Teraz Lidia wspiera mnie w wielu sprawach i jestem jej za to ogromnie wdzięczna.

Ogólnie rzecz biorąc, odbieram świat poprzez dźwięki, zapachy, dotyk.  Nie widzę twarzy, ale rozpoznaję wszystkich po głosie. Kiedy słyszę, że ktoś mówi, natychmiast rysuję jego obraz w głowie. Ciekawe jest to, że często dana osoba wygląda dokładnie tak, jak myślałam. 

Natomiast, aby wyobrazić sobie jakiś przedmiot lub obraz, muszę go dotknąć. Kilka miesięcy temu wybrałyśmy się z Lidią do Muzeum Fabryki Oskara Schindlera w Krakowie. Choć myślałam, że nie będę miała tam nic do robienia, odczułam wiele pozytywnych emocji. Była tam interaktywna ekspozycja, gdzie mogłam dotykać eksponatów i słuchać nagrań rozmów w słuchawkach. 

Pierwsze dni wojny i życie w Europie

Po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę pojechałem do Mołdawii. Byłam rozbita i miałam załamanie nerwowe, więc nie pamiętam zbyt dobrze swojej drogi. Trudno było mi poradzić sobie z moimi emocjami, ale dzięki życzliwym ludziom, którzy mi pomogli, udało mi dojechać. Już w marcu zadzwoniła do mnie Lidia, która mieszkała wtedy w Krakowie i zaprosiła mnie do siebie. 

Kiedy dotarłam na miejsce, mogłam wreszcie odetchnąć. Zrozumiałam, że jestem we właściwym miejscu i blisko mojej rodziny. Jestem przekonana, że przyjaciele to wielka siła. Człowiek nigdy nie będzie sam — zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże. 

Nietrudno było mi się zaadaptować w Krakowie. Lidia wszędzie mnie ze sobą zabierała: chodziłyśmy razem na spacery, jeździłyśmy do jej pracy. Później zachęciła mnie do otwarcia własnego biznesu i zaczęłam robić pierogi i pielmieni na zamówienie. Miałam dużo klientów, a sam proces tworzenia też bardzo mi się podobał . Na początku miałam obawy, bo nigdy wcześniej nie robiłam sprzedaży na tak dużą skalę, ale wszyscy byli zadowoleni.

Po pół roku pobytu w Krakowie pojechałem na leczenie do Genewy. W tej sprawie też pomogła mi Lidia, a także nasza wspólna koleżanka Bohdana. W Polsce lekarze powiedzieli to samo, co w Ukrainie: guza nie da się usunąć. Jednak w Szwajcarii zaproponowano mi rehabilitację, który może nieco złagodzić mój stan. 

Obecnie szukają dla mnie kursów języka francuskiego dla osób z dysfunkcją wzroku. Dość trudno jest znaleźć takie zajęcia, więc teraz, tak jak wcześniej, uczę się wszystkiego sama przez YouTube.

Bardzo chciałabym też znaleźć w Genewie miejsce, gdzie mogłabym śpiewać, bo to moje ulubione zajęcie. W Łucku śpiewałam w chórze kościelnym dla niewidomych. Nigdy nie próbowałam występować na dużej scenie ani śpiewać do mikrofonu, bo wydaje mi się, że wygląda to bardzo śmiesznie, ale w chórze — śpiewam z radością, bo odczuwam wtedy Bożą łaskę.

O powrocie do Ukrainy i planach na przyszłość 

W Europie Zachodniej wszyscy są traktowani tak samo, tutaj wszyscy są równi. Infrastruktura jest przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Mam wielką nadzieję, że po wojnie w Ukrainie to też się zmieni. Oczywiście chciałabym żyć w domu i patrzeć, jak mój kraj się rozwija, ale teraz bardzo trudno jest przewidzieć przyszłość, bo nie wiadomo, co będzie jutro.

Jeśli chodzi o mnie, to jestem już bardzo zmęczona. Przez całe 20 lat mojej choroby przede wszystkim leczyłam się i poddawałam się różnym badaniom. Po rehabilitacji w Genewie postaram się po prostu żyć, odpocząć i wreszcie zrobić wszystko dla siebie, a dalej będzie tak jak ma być. Życie jest jedno i trzeba z niego brać wszystko. Bo przecież nikt nie wie, ile życia nam pozostało.

 

Tekst został stworzony w ramach projektu „Między Innymi”, realizowanym przez Fundację „Instytut Polska-Ukraina” przy wsparciu „VOICE Amplified”. W ramach inicjatywy na portalu „UAinKrakow.pl”co czwartek będą ukazywały się artykuły o osobach z niepełnosprawnością, które z powodu wojny przyjechały z Ukrainy do Krakowa.

Цей текст можна прочитати українською за посиланням.

Tekst: Anastasiia Oleksiuk
Zdjęcia: Lidiia Kozhevnikova

 



Partnerzy:

Fundacja Instytut Polska-Ukraina

Klub Ukraiński w Krakowie - Fundacja Zustricz

The Jewish Community Centre of Krakow

Salam Lab, Laboratorium Pokoju.

Szlachetna Paczka -Pomoc potrzebującym - ubogim, dzieciom, seniorom, chorym i niepełnosprawnym.

NIĆ. Kawiarnio-księgarnia.